Jak byłam mała, to czasami bawiłam się żelkami-miśkami Haribo z NRF, które mama kupowała w warzywniaku albo dostawała z paczek od koleżanek. Budowałam im całe miniaturowe osiedla z klocków i bawiłam się w "rodzinę". Najgorsze jednak było to, że na owe czasy żelki to był absolutny przysmak, więc pomalutku, w trakcie zabawy odgryzałam im nóżki, a w ostateczności główki. Jak już nie mogłam powstrzymać ślinianek, to taki miś powoli rozpuszczał się w buzi i miał pogrzeb... Trochę smuteczku było, ale słodycz przeważała.
autor: jo | 1 lutego 2008